Dzisiaj będzie krótko. Wszyscy gracze znamy ten typ NPCa
(ang. hostile) – siedzi sobie taki w jaskini/forcie/kopalni/krzaczorach/gdziekolwiek
tylko po to, by zaatakować bohatera i zostać jego workiem treningowym dającym
exp (albo go zabić, by po jakimś czasie wrócił i się odegrał).
I tak się zacząłem zastanawiać – przecież atakowanie
silniejszego od siebie jest bezsensu w przypadku żyjących z napadania na
bezbronnych. O ile jakieś wilki czy inne cieniostwory albo utopce kierują się instynktem,
tak nawet najgłupszy ork cieć z najbardziej zapyziałej wiochy
powinien coś tam mieć pod hełmem.
Weźmy za przykład taki Skyrim. Wszędzie szaleją smoki, wojna
domowa zbiera żniwa, a tu siedzi sobie taki hultaj i wraz z koleżkami napada na
innych. Rozumiem – zaatakować jakiegoś kupca czy grupę rannych żołnierzy albo
farmera idącego do miasta szukać lepszego życia.
Ale po co atakować legendarnego Dragonborna, który ma
uratować tyłki wszystkim, z wymienionymi bandytami włącznie? Jaki interes ma w
tym taki bandyta, że zabije ostatnią nadzieję białych, orków i kogo tam
jeszcze.
Teraz wyobraźmy to sobie. Jesteśmy bandytą imieniem Joe,
który całe swoje życie spędził na napadaniu na innych. Ze swoją banda złupił
wielu kupców w całym Tamriel. Pewnego dnia trafił do Skyrim i zaczął napadać
wraz z dwoma kompanami na ludzi, ukryty w krzakach.
Jego wyposażenie było mizerne – jakiś łuk, kilka strzał, toporek
i zbroja skórzana.
Tak sobie napadają na kupców aż tu nagle na horyzoncie
dostrzega Jego. Biegnie ku nim wojownik jakiś – ciężka zbroja, wielki miecz na
plecach, cały we krwi. Joe nie był głupi – słyszał w pobliskiej karczmie o
legendarnym Dragonbornie, który ma zabić smoki i zbawić cały świat. Joe
wiedział, co musi zrobić.
Jednak górę wzięła jego druga komórka mózgowa, więc krzyknął
tylko „Do ATAKUUU!”. Zanim zdążył zdjąć łuk z pleców jeden z bandytów leżał już
martwy a drugi szybował w powietrzu. Mózg Joe zwariował – został sam na placu
boju, a Dragonborn już się zbliżał. Cóż więc robi nasz Joe? Chowa łuk i wyjmuje
sztylet.
Po czym pada martwy, bo jego czaszka jednak nie wytrzymuje
ciosu dwuręcznego miecza.
Koniec bajki o Joe.
Zastanawia mnie też inna rzecz w Skyrim – po jakimś czasie
bandyci w danym miejscu są zastępowani przez nowych, równie tępych. Gdzie oni
mają rozum? Niedawno ktoś (w sumie to przecież nie wiedzą kto – może oddział Legionu
tam wpadł?) wybił poprzednich „mieszkańców” co do nogi, pozabierał im sprzęt i
ogólnie zostawił za sobą pożogę.
A oni co? „Super miejscówka, trupów sporo, ale uprzątniem i
będzie cacuś”. Bo przecież skoro byli tam wcześniej bandyci – to i oni mogą tam
założyć obóz, nie? Przecież kto by przychodził dwa razy w to samo miejsce?
Ten zarzut dotyczy zresztą wszystkich RPG-ów. Nawet nasza
duma narodowa – Wiedźmin 3 – może poszczycić się obecnością bandytów, którzy
widząc na swej drodze białowłosego, złotookiego i cholernie zwinnego mężczyznę
nie wahają się go zaatakować. Czyżby nigdy nie słyszeli o Rzeźniku z Blaviken?
Tu rozgrzeszam jedynie moment, gdy to my atakujemy
miejscówkę przeciwnika (przynajmniej się nie odradzają) i Zakon Płonącej Róży,
który ma prawo nas nienawidzić i atakować. Reszta powinna raczej nas unikać…
A Wy – macie jakieś przykłady (najlepiej przerysowane :D) na
głupotę wrażych NPC-ów? Podzielcie się nimi w komentarzach :).
Do zobaczenia za tydzień!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz