Wiedźmin, Wiedźmin, Wiedźmin… Cóż, skoro wreszcie udało mi
się skończyć „trójkę” z pierwszym dodatkiem to wypadałoby napisać jakąś
recenzję.
Do gry CDP Red od początku podszedłem z entuzjazmem. Po
średniej „jedynce” (której nigdy nie skończyłem…) i równie średniej „dwójce”
(przeszedłem raz) zdecydowałem się na zakup Dzikiego Gonu po uprzednim
przeczytaniu kilku książek Andrzeja Sapkowskiego (póki co wymiękłem przy
„Chrzcie ognia” (o czym już pisałem).
Niemniej, cyfrowe przygody Geralta tak mnie wciągnęły, że
dokupiłem pakiet dodatków. Ale po kolei.
(Wybaczcie brak screenów ;))
Biały Willk, dla…
Musze przyznać, że najbardziej w grze spodobało mi się, że
bez problemów odpaliła na moim sprzęcie przed upgrade (zmieniłem kartę
graficzną i dorzuciłem RAMu), co nie udało się choćby AC Unity. W dodatku nie
wyglądała, wbrew powszechnej (kwejkowej) opinii jak z 8-bitowców. Tu Redom
należy się duży plus.
Sama warstwa fabularna nie odbiega wprawdzie od typowo
erpegowego „bohater zbawia świat” i książkowego „Geralt, cieciu, szukaj Ciri i
Yennefer, bo cośtam”, ale mi się bardzo podobało. Nieuchronna wizja starcia z
Dzikim Gonem powodowała, że powoli przechodziłem główny wątek.
I jednocześnie go olewałem, bo wokół było tyle zadań
pobocznych, że w pewnym momencie zaczynałem się obawiać co powie Yen, gdy
przyjdę tak za miesiąc na spotkanie, które było „na już”.
Szlachtowanie potworów i zarabianie na tym kasy to, moim
zdaniem, kwintesencja wiedźmiństwa, a nie jakieś tam ganianie na posyłki dla
czarownicy.
Z fabułą związane są trzy zakończenia, przy czym do samego
końca nie chciałem sprawdzać, co mam zrobić, by otrzymać konkretne. Ciri została Cesarzową, a Nilfgaard zajął całą północ poza
Temerią.
Z Gwinta
W poprzednich częściach gry Wiedźmin raczył nas rozgrywkami
w najbardziej RNG grę, jaka istnieje – kościanego pokera. Pamiętam, że
wkurzałem się za każdym razem, ale wciąż w to grałem.
W „trójce” pojawił się gwint i od razu mi się bardzo
spodobał. Na początku próbowałem czytać poradniki innych graczy, ale dość
szybko je sobie odpuściłem, bo zauważyłem, że (SPOILER ALERT!) talia Królestw
Północy zrobiona w karty oblężnicze z dowódcą, który daje bonus do tychże kart
i max szpiegów to wszystko, czego trzeba do wygrania każdej rozgrywki.
Inna sprawa, że z czasem zauważyłem, że AI bywa głupie w czasie
rozgrywki w gwinta. (SPOILER!) Najpierw trzeba nawrzucać mu szpiegów, spasować,
on się podda w drugiej turze, a my, mając więcej kart, wygramy bez problemu
trzecią. No problem!
Brzdąk, brzdąk,
brzdąąąk
Muzyka z Wiedźmina 3… Ach, ilekroć o niej myślę przypomina
mi się francuska wersja pieśni Priscilli. Dlaczego francuska? Bo uważam tę
wersję za najlepszą spośród wszystkich.
Anna Terpiłowska zaśpiewała ten utwór poprawnie. Nie
zrozumcie mnie źle – zwyczajnie jej „fijołkowe” drażni moje uszy. Ale i tak
słucham polskiej wersji (do posłuchania poniżej). I angielskiej. I w zasadzie tyle, bo japońska,
niemiecka i rosyjska (innych nie słyszałem) kompletnie mi nie pasują.
Co do reszty utworów – podobała mi się ich słowiańskość i
drażniła „donatanowość”. Ale mimo wszystko mnie nie irytowała, więc jest plus.
W kwestii audio musze też poruszyć kwestie głosów postaci.
Szczęśliwie, po wielu latach oglądania i grania z dubbingiem (ostatnio staram
się od tego odzwyczajać, ale IMO głupie jest grać w polską grę po angielsku)
nie przeszkadzała mi studyjność niektórych głosów.
Za to Jacka Kopczyńskiego (czy raczej mówiącego jego głosem
Jaskra) miałem ochotę ubić pudełkiem z grą za wkurzające ekrany ładowania z
bardem gadającym o tym, co się dzieje w głównej fabule. I to jeszcze nie mogę
mu przerwać! Niekiedy, chcąc wygrać wreszcie w gwinta z jakąś postacią,
musiałem raz po raz słuchać tego jego paplania. Aż wreszcie nie wytrzymałem i
zacząłem wyłączać głośniki. Ech…
Kamień na Wilka
Jak już wspomniałem – grę przeszedłem z zainstalowanym
pierwszym dodatkiem – „Sercem z kamienia”, więc powinienem o nim wspomnieć.
Jest to ten rodzaj płatnego rozszerzenia, które każdy producent powinien
sprzedawać (patrz i ucz się Ubisofcie!).
Historia Olgierda von Everec została przedstawiona z
pomysłem. Nie będę spoilerował, ale powiem, że zabawa na pewnym weselu
dostarczyła mi więcej radochy niż śmiganie powozami po ulicach Londynu.
Wilcze pchły
Wiedźmin 3 ma całkiem sporą ilość błędów. Wprawdzie są
sukcesywnie naprawiane, ale wciąż przemknie się kilka.
A to nie mogłem ukończyć zadania pobocznego, bo nie wczytał
się skrypt – nagrodę dostałem, ale expa nie. To znowu zniknął gdzieś handlarz
(wrócił po wczytaniu save’a). Czasem łódź po przeniesieniu się do „portu”
stawała się łodzią podwodną…
Ale najzabawniejszy błąd miałem całkiem niedawno – pod koniec
gry. Łatka 1.12.1, ostatni quest, zostało mi dwóch bossów. No, będzie grubo –
myślę. Lepiej poczytam taktyki albo przynajmniej zobaczę na co uważać.
Uzbrojony w wiedzę ruszam w bój.
O ile finałowy boss spełnił moje oczekiwania, tak
przedostatni – nie. Nie wiem czy to był bug (mam nadzieję), ale przeciwnik stał
w miejscu i dał się okładać jak Najman, padając po jakiś 30 sekundach (!).
Rozumiem, że grałem na „niedzielniaka”/„casuala” na łatwym, ale bez przesady.
Byle baba wodna stanowiła większe zagrożenie od „drugiego po Królu Dzikiego
Gonu”.
Z błędów warto wspomnieć jeszcze wierzchowca Geralta – czyli
Płotkę. Zapewne wiadomo już o co mi chodzi – koń ma tendencje do pojawiania się
daleko od bohatera i kwapi się, by szybko do niego podjeść. Dodatkowo nieraz
zdarzyło się, że mino moich pogwizdywań Płotka się nie spawnowała. Dziwnie się
tez poczułem, gdy za którymś razem mój koń z kasztanowego zmienił kolor na
czarny – zupełnie bez jakiejkolwiek przyczyny. Ot, gra postanowiła, że od
dzisiaj Płotka będzie wyglądała inaczej.
Z kolei wśród dziwności muszę wspomnieć o kuszy, która na
lądzie jest średnio przydatna (nadaje się co najwyżej do ściągnięcia na siebie
wrogów), natomiast pod wodą staje się, jak to mówią Niemcy, wunderwaffe (a może to było schmetterling?). Kiedy płynąłem łodzią i cokolwiek
mnie atakowało to z nie walczyłem na pokładzie, lecz wskakiwałem do wody i tam
używałem kuszy. Było szybciej, łatwiej i przyjemniej.
Powrót na szlak?
Czas zakończyć tę recenzję i wystawić ocenę. „Wiedźmin 3:
Dziki Gon” jest grą, która wciąż zgarnia nagrody. Jednocześnie dostarczyła mi
wielu godzin zabawy (według licznika w GOG Galaxy – dokładnie 138 godzin i 34
minuty) i z całą pewnością wrócę do przygód Geralta z Rivii gdy tylko wyjdzie
drugi dodatek.
Jako, że przyjąłem oceny szkolne miałem nie lada problem.
Ostatecznie zdecydowałem, że najbardziej sprawiedliwie jest wystawienie
polskiej grze mocnego 5+/6. Jest to bowiem produkcja bardzo dobra, ale drobne
błędy powodują, że niewiele, ale jednak, brakuje jej do zostania grą wybitną.
PS. Za tydzień wpisu nie będzie. Życzę Wam spokojnych Świąt
Wielkiej Nocy.