sobota, 19 marca 2016

Tańczący z Wilkiem i Jaskółką

Wiedźmin, Wiedźmin, Wiedźmin… Cóż, skoro wreszcie udało mi się skończyć „trójkę” z pierwszym dodatkiem to wypadałoby napisać jakąś recenzję.

Do gry CDP Red od początku podszedłem z entuzjazmem. Po średniej „jedynce” (której nigdy nie skończyłem…) i równie średniej „dwójce” (przeszedłem raz) zdecydowałem się na zakup Dzikiego Gonu po uprzednim przeczytaniu kilku książek Andrzeja Sapkowskiego (póki co wymiękłem przy „Chrzcie ognia” (o czym już pisałem).

Niemniej, cyfrowe przygody Geralta tak mnie wciągnęły, że dokupiłem pakiet dodatków. Ale po kolei.

(Wybaczcie brak screenów ;))

Biały Willk, dla…

Musze przyznać, że najbardziej w grze spodobało mi się, że bez problemów odpaliła na moim sprzęcie przed upgrade (zmieniłem kartę graficzną i dorzuciłem RAMu), co nie udało się choćby AC Unity. W dodatku nie wyglądała, wbrew powszechnej (kwejkowej) opinii jak z 8-bitowców. Tu Redom należy się duży plus.

Sama warstwa fabularna nie odbiega wprawdzie od typowo erpegowego „bohater zbawia świat” i książkowego „Geralt, cieciu, szukaj Ciri i Yennefer, bo cośtam”, ale mi się bardzo podobało. Nieuchronna wizja starcia z Dzikim Gonem powodowała, że powoli przechodziłem główny wątek.

I jednocześnie go olewałem, bo wokół było tyle zadań pobocznych, że w pewnym momencie zaczynałem się obawiać co powie Yen, gdy przyjdę tak za miesiąc na spotkanie, które było „na już”.

Szlachtowanie potworów i zarabianie na tym kasy to, moim zdaniem, kwintesencja wiedźmiństwa, a nie jakieś tam ganianie na posyłki dla czarownicy.

Z fabułą związane są trzy zakończenia, przy czym do samego końca nie chciałem sprawdzać, co mam zrobić, by otrzymać konkretne. Ciri została Cesarzową, a Nilfgaard zajął całą północ poza Temerią.

Z Gwinta

W poprzednich częściach gry Wiedźmin raczył nas rozgrywkami w najbardziej RNG grę, jaka istnieje – kościanego pokera. Pamiętam, że wkurzałem się za każdym razem, ale wciąż w to grałem.

W „trójce” pojawił się gwint i od razu mi się bardzo spodobał. Na początku próbowałem czytać poradniki innych graczy, ale dość szybko je sobie odpuściłem, bo zauważyłem, że (SPOILER ALERT!) talia Królestw Północy zrobiona w karty oblężnicze z dowódcą, który daje bonus do tychże kart i max szpiegów to wszystko, czego trzeba do wygrania każdej rozgrywki.

Inna sprawa, że z czasem zauważyłem, że AI bywa głupie w czasie rozgrywki w gwinta. (SPOILER!) Najpierw trzeba nawrzucać mu szpiegów, spasować, on się podda w drugiej turze, a my, mając więcej kart, wygramy bez problemu trzecią. No problem!

Brzdąk, brzdąk, brzdąąąk

Muzyka z Wiedźmina 3… Ach, ilekroć o niej myślę przypomina mi się francuska wersja pieśni Priscilli. Dlaczego francuska? Bo uważam tę wersję za najlepszą spośród wszystkich.

Anna Terpiłowska zaśpiewała ten utwór poprawnie. Nie zrozumcie mnie źle – zwyczajnie jej „fijołkowe” drażni moje uszy. Ale i tak słucham polskiej wersji (do posłuchania poniżej). I angielskiej. I w zasadzie tyle, bo japońska, niemiecka i rosyjska (innych nie słyszałem) kompletnie mi nie pasują.



Co do reszty utworów – podobała mi się ich słowiańskość i drażniła „donatanowość”. Ale mimo wszystko mnie nie irytowała, więc jest plus.

W kwestii audio musze też poruszyć kwestie głosów postaci. Szczęśliwie, po wielu latach oglądania i grania z dubbingiem (ostatnio staram się od tego odzwyczajać, ale IMO głupie jest grać w polską grę po angielsku) nie przeszkadzała mi studyjność niektórych głosów.

Za to Jacka Kopczyńskiego (czy raczej mówiącego jego głosem Jaskra) miałem ochotę ubić pudełkiem z grą za wkurzające ekrany ładowania z bardem gadającym o tym, co się dzieje w głównej fabule. I to jeszcze nie mogę mu przerwać! Niekiedy, chcąc wygrać wreszcie w gwinta z jakąś postacią, musiałem raz po raz słuchać tego jego paplania. Aż wreszcie nie wytrzymałem i zacząłem wyłączać głośniki. Ech…

Kamień na Wilka

Jak już wspomniałem – grę przeszedłem z zainstalowanym pierwszym dodatkiem – „Sercem z kamienia”, więc powinienem o nim wspomnieć. Jest to ten rodzaj płatnego rozszerzenia, które każdy producent powinien sprzedawać (patrz i ucz się Ubisofcie!).

Historia Olgierda von Everec została przedstawiona z pomysłem. Nie będę spoilerował, ale powiem, że zabawa na pewnym weselu dostarczyła mi więcej radochy niż śmiganie powozami po ulicach Londynu.

Wilcze pchły

Wiedźmin 3 ma całkiem sporą ilość błędów. Wprawdzie są sukcesywnie naprawiane, ale wciąż przemknie się kilka.

A to nie mogłem ukończyć zadania pobocznego, bo nie wczytał się skrypt – nagrodę dostałem, ale expa nie. To znowu zniknął gdzieś handlarz (wrócił po wczytaniu save’a). Czasem łódź po przeniesieniu się do „portu” stawała się łodzią podwodną…

Ale najzabawniejszy błąd miałem całkiem niedawno – pod koniec gry. Łatka 1.12.1, ostatni quest, zostało mi dwóch bossów. No, będzie grubo – myślę. Lepiej poczytam taktyki albo przynajmniej zobaczę na co uważać. Uzbrojony w wiedzę ruszam w bój.

O ile finałowy boss spełnił moje oczekiwania, tak przedostatni – nie. Nie wiem czy to był bug (mam nadzieję), ale przeciwnik stał w miejscu i dał się okładać jak Najman, padając po jakiś 30 sekundach (!). Rozumiem, że grałem na „niedzielniaka”/„casuala” na łatwym, ale bez przesady. Byle baba wodna stanowiła większe zagrożenie od „drugiego po Królu Dzikiego Gonu”.

Z błędów warto wspomnieć jeszcze wierzchowca Geralta – czyli Płotkę. Zapewne wiadomo już o co mi chodzi – koń ma tendencje do pojawiania się daleko od bohatera i kwapi się, by szybko do niego podjeść. Dodatkowo nieraz zdarzyło się, że mino moich pogwizdywań Płotka się nie spawnowała. Dziwnie się tez poczułem, gdy za którymś razem mój koń z kasztanowego zmienił kolor na czarny – zupełnie bez jakiejkolwiek przyczyny. Ot, gra postanowiła, że od dzisiaj Płotka będzie wyglądała inaczej.

Z kolei wśród dziwności muszę wspomnieć o kuszy, która na lądzie jest średnio przydatna (nadaje się co najwyżej do ściągnięcia na siebie wrogów), natomiast pod wodą staje się, jak to mówią Niemcy, wunderwaffe (a może to było schmetterling?). Kiedy płynąłem łodzią i cokolwiek mnie atakowało to z nie walczyłem na pokładzie, lecz wskakiwałem do wody i tam używałem kuszy. Było szybciej, łatwiej i przyjemniej.

Powrót na szlak?

Czas zakończyć tę recenzję i wystawić ocenę. „Wiedźmin 3: Dziki Gon” jest grą, która wciąż zgarnia nagrody. Jednocześnie dostarczyła mi wielu godzin zabawy (według licznika w GOG Galaxy – dokładnie 138 godzin i 34 minuty) i z całą pewnością wrócę do przygód Geralta z Rivii gdy tylko wyjdzie drugi dodatek.

Jako, że przyjąłem oceny szkolne miałem nie lada problem. Ostatecznie zdecydowałem, że najbardziej sprawiedliwie jest wystawienie polskiej grze mocnego 5+/6. Jest to bowiem produkcja bardzo dobra, ale drobne błędy powodują, że niewiele, ale jednak, brakuje jej do zostania grą wybitną.



PS. Za tydzień wpisu nie będzie. Życzę Wam spokojnych Świąt Wielkiej Nocy.

sobota, 12 marca 2016

O czym myślą złe NPCe?

Dzisiaj będzie krótko. Wszyscy gracze znamy ten typ NPCa (ang. hostile) – siedzi sobie taki w jaskini/forcie/kopalni/krzaczorach/gdziekolwiek tylko po to, by zaatakować bohatera i zostać jego workiem treningowym dającym exp (albo go zabić, by po jakimś czasie wrócił i się odegrał).

I tak się zacząłem zastanawiać – przecież atakowanie silniejszego od siebie jest bezsensu w przypadku żyjących z napadania na bezbronnych. O ile jakieś wilki czy inne cieniostwory albo utopce kierują się instynktem, tak nawet najgłupszy ork cieć z najbardziej zapyziałej wiochy powinien coś tam mieć pod hełmem.

Weźmy za przykład taki Skyrim. Wszędzie szaleją smoki, wojna domowa zbiera żniwa, a tu siedzi sobie taki hultaj i wraz z koleżkami napada na innych. Rozumiem – zaatakować jakiegoś kupca czy grupę rannych żołnierzy albo farmera idącego do miasta szukać lepszego życia.

Ale po co atakować legendarnego Dragonborna, który ma uratować tyłki wszystkim, z wymienionymi bandytami włącznie? Jaki interes ma w tym taki bandyta, że zabije ostatnią nadzieję białych, orków i kogo tam jeszcze.

Teraz wyobraźmy to sobie. Jesteśmy bandytą imieniem Joe, który całe swoje życie spędził na napadaniu na innych. Ze swoją banda złupił wielu kupców w całym Tamriel. Pewnego dnia trafił do Skyrim i zaczął napadać wraz z dwoma kompanami na ludzi, ukryty w krzakach.

Jego wyposażenie było mizerne – jakiś łuk, kilka strzał, toporek i zbroja skórzana.

Tak sobie napadają na kupców aż tu nagle na horyzoncie dostrzega Jego. Biegnie ku nim wojownik jakiś – ciężka zbroja, wielki miecz na plecach, cały we krwi. Joe nie był głupi – słyszał w pobliskiej karczmie o legendarnym Dragonbornie, który ma zabić smoki i zbawić cały świat. Joe wiedział, co musi zrobić.

Jednak górę wzięła jego druga komórka mózgowa, więc krzyknął tylko „Do ATAKUUU!”. Zanim zdążył zdjąć łuk z pleców jeden z bandytów leżał już martwy a drugi szybował w powietrzu. Mózg Joe zwariował – został sam na placu boju, a Dragonborn już się zbliżał. Cóż więc robi nasz Joe? Chowa łuk i wyjmuje sztylet.

Po czym pada martwy, bo jego czaszka jednak nie wytrzymuje ciosu dwuręcznego miecza.

Koniec bajki o Joe.

Zastanawia mnie też inna rzecz w Skyrim – po jakimś czasie bandyci w danym miejscu są zastępowani przez nowych, równie tępych. Gdzie oni mają rozum? Niedawno ktoś (w sumie to przecież nie wiedzą kto – może oddział Legionu tam wpadł?) wybił poprzednich „mieszkańców” co do nogi, pozabierał im sprzęt i ogólnie zostawił za sobą pożogę.

A oni co? „Super miejscówka, trupów sporo, ale uprzątniem i będzie cacuś”. Bo przecież skoro byli tam wcześniej bandyci – to i oni mogą tam założyć obóz, nie? Przecież kto by przychodził dwa razy w to samo miejsce?
Ten zarzut dotyczy zresztą wszystkich RPG-ów. Nawet nasza duma narodowa – Wiedźmin 3 – może poszczycić się obecnością bandytów, którzy widząc na swej drodze białowłosego, złotookiego i cholernie zwinnego mężczyznę nie wahają się go zaatakować. Czyżby nigdy nie słyszeli o Rzeźniku z Blaviken?

Tu rozgrzeszam jedynie moment, gdy to my atakujemy miejscówkę przeciwnika (przynajmniej się nie odradzają) i Zakon Płonącej Róży, który ma prawo nas nienawidzić i atakować. Reszta powinna raczej nas unikać…

A Wy – macie jakieś przykłady (najlepiej przerysowane :D) na głupotę wrażych NPC-ów? Podzielcie się nimi w komentarzach :).


Do zobaczenia za tydzień!

sobota, 5 marca 2016

Wyżarty przez Wyżra

Od pewnego czasu gram we wszystko po angielsku, ewentualnie z polskimi napisami. Powód jest prosty i niektórym pewnie znany – polonizacje.

Zwyczajnie za nimi nie przepadam. Oczywiście, nie mówię, że wszystkie są złe (choćby genialny pod tym względem Gothic), ale, niestety, w wielu produkcjach (nie tylko grach) lokalizacja bywa… słaba. Rozumiem, że w Polsce nie wszyscy znają angielski, ale, na miłość boską, czemu nikt nie przysiądzie nad tłumaczeniem?

Ogólnie jestem też zdania, że nie powinno się tłumaczyć nazw własnych (chyba, że jest to absolutnie niezbędne).

Stąd, wiele lat temu, śmiałem się z „szarlotki z malinami” i Kaszalota vel Pajaca (oryg. Kakarotto) z tłumaczenia Dragon Ball Z. Nie wspominając już o Komórczaku, Songo (sic!) czy przezabawnym Szatanie Serduszko.

Teraz, w takim Hearthstone, zawsze najbardziej śmieszy mnie Wyżer (ang. Hogger). Przyznam, że mam problem z odmianą w dopełniaczu - Wyżera czy Wyżra (stawiam na tę drugą opcję, ponieważ jest wyżeł i wyżła)? I, ogólnie, zrozumieniem zamysłu tłumacza spolszczającego imiona postaci.

Równie ciekawie jest przy postaci Uthera Lightbringera. O ile, osobiście, przetłumaczyłbym (jakbym już musiał) go na „Niosącego Światło”, tak tworzący lokalizację postawili na przydomek „Światłodzierżca”. Że co? Przecież to nie ma nic wspólnego z tą postacią. Ale ludzie są gotowi bronić tego tłumaczenia (najbardziej mi się spodobał argument, że „nieść i trzymać (dzierżyć) to synonimy”). Cóż…

Pozostając w temacie HS muszę jeszcze wspomnieć o karcie „Millhouse Manastorm”, której nazwę jakiś geniusz przetłumaczył na (wrażliwi proszę o naszykowanie żołądków) Mełko Gromiłło. Hę?? Skąd ktoś wziął to tłumaczenie? W sumie to nie chcę wiedzieć.

Skoro jednak zacząłem już o tym myśleć, przypomniały mi się inne „kfiatki” tłumaczy. Ot, taki Skyrim. Na początku, w polskiej wersji, jeden ze współtowarzyszy pierwszej podróży mówi lakoniczne do kata (chyba) „będę twoją pierwszą ofiarą”. Tymczasem, w angielskiej wersji mówi do kapłanki: „Oh, for the love of Talos, shut up, and let’s get this over with”. To drugie bardziej pasuje do Stormcloaka (ich polska nazwa też jest taka sobie) niż pierwsze. Szczególnie w takiej sytuacji. Durne jest też przetłumaczenie „Dragonborn” na Smocze Dziecię.

Nie zrozumcie mnie jednak źle – nie winię tłumaczy za ich wkład w wykonaną pracę. Wiem, że niekiedy trzeba przetłumaczyć, bo za to płacą i to jeszcze musi się (niekiedy) zmieścić w wyznaczonym miejscu.

Przy okazji pomyślałem sobie – a może samemu spróbować tłumaczyć w ten sposób? Dołączycie do mnie? :) Piszcie w komentarzach, może jakaś firma nas zatrudni :D.

Tłumaczyć można wszystko – imiona, nazwiska, tytuły, nazwy miejsc (także tych rzeczywistych). Oto moje propozycje (w kolejności według wpadania do głowy):

Nordmar - Północno
Nordmarian – Północnik
Gorn – Grześ
Milten – Miłosz
Król Rhobar II – Król Robert II
Xardas – Xaweryks
Vatras - Wodzian
Los Angeles – Aniołowo
Los Santos – Świębodzin
Trevor Philips – Teodor Filipski
Michael de Santa – Michał Świętowski
Franklin Clinton – Franciszek Klinton
Skyrim – Niebakant
Age of Empires – Cesarski wiek
Cities: Skylines – Miasta: Linie Nieba
Hearthstone – Kamienne Serce
Grand Theft Auto – Wielkie Kradziejstwo Automobilu
Heroes of Might and Magic – Bohaterowie Mocni i Magiczni
Jeremy Clarkson – Jeremiasz Klakson
Richard Hammond – Ryszard Chamowski
James May – Jakub Maj
James Bond – Jakub Więź
Barack Obama – Bartłomiej Obamowski
Vegeta – Warzyw
Beerus – Piwnik
Whis – Łys
Don Vito Corleone – Pan Witold Rdzelewski
Risen – Podróż
Battlefield – Pole Walki
Call of Duty – Wezwanie do wojska
Star Wars – Wojny gwiazdy
Batman – Nietoperzowiec
Spiderman – Pajęczarski
Homer Simpson – Homer Samsonowicz
Ezio Auditore – Edward Auditore
Stormwind – Burzowiatry


Czekam na Wasze propozycje :).

środa, 2 marca 2016

Far Cry Primal PC – Unboxing!

Zgodnie z obietnicą: unboxing nowego FC. To mój pierwszy unboxing, więc proszę o wyrozumiałość.

Gotowi?


Gra jeszcze w pudełku:



I już poza nim:




Dziękuję za uwagę :).