Ostatnio było nieco przemyśleń, więc dla równowagi czas na
odrobinę MSM-ów (kto się cieszy? :D).
Dzisiaj zajmę się analizą artykułu autorstwa Mariusza
Gajewskiego „Niebezpieczne gry komputerowe”, który został zamieszczony na łamach
czasopisma „Wychowawca” w styczniu 2002 roku.
Gotowi? :)
Świat gier komputerowych to anonimowa rozrywka pełna barw,
dźwięków i emocji. Różnią się one stopniem skomplikowania akcji, atrakcyjnością
treści czy bogactwem grafiki. Wysoki stopień komplikacji określa
wielopoziomowość gry, liczne przeszkody i możliwości ich ominięcia {chyba tylko
w platformówkach…}, konieczność układania planów taktycznych. Gry mają bardzo
interesującą grafikę {?}, tworzącą plastyczny trójwymiarowy obraz, nie
odróżniający się jakością od filmów wideo.
Zaczyna spokojnie Autor i nie bardzo jest się czego czepić.
Chwilowo. No, może poza tą „anonimowością” – nie do końca rozumiem o co
Autorowi chodziło… I ta wielopoziomowość – chodzi o ilość poziomów (leveli)?
(…) Gry (…) dają duże możliwości zwiększania sprawności
psychomotorycznych, być może także rozwoju myślenia strategicznego, istnieją
jednak również dowody na wzrost przemocy wśród dzieci korzystających z gier o
charakterze agresywnym.
Już się powoli Autor rozkręca, ale zobaczycie co będzie
dalej :). Bo przecież fakt, że nie ma jednoznacznych dowodów (co Autor zauważa
zdanie wcześniej), nie oznacza, że nie można gry pognębić, nie?
Większość gier {to znaczy ile?} jest konstruowana w oparciu
o scenariusze pełne przemocy, obecne w świecie {??}.
Uwielbiam uogólnienia, nie ma nic lepszego w artykułach
naukowych – „większość psychologów i pedagogów nie nadaje się do wykonywania
swojego zawodu” – czyż to nie to samo?
Nie wiem też o co chodzi z tą „obecnością w świecie”. Ktoś
ma jakiś pomysł?
Do Polski pierwsze gry komputerowe dotarły pod koniec lat
osiemdziesiątych (…).
Od razu widać jaki Autor ma poziom wiedzy o opisywanym przez
siebie temacie. Dla informacji – pierwsza polska gra komputerowa – „Marienbad”
– powstała w 1962 roku. Więc jednak wcześniej dotarły. Tylko Autor o tym nie
wie, albo zapomniał, bo to by nie pasowało do tezy.
(…) Co jakiś czas media informują opinię publiczną o
tragicznych skutkach zbytniej fascynacji grami komputerowymi.
Przecież nie mogli jeszcze informować o pewnej poetce, a
trochę już nudne byłoby pisanie o pewnym austriackim malarzu…
Pewnego dnia młody chłopiec w zadziwiająco okrutny sposób
zamordował swojego kolegę – poinformowały media. Bez powodu, ot tak, po prostu.
Młody zabójca podczas przesłuchania nie wyrażał żadnej skruchy. Zapytany,
dlaczego zabił, odpowiedział: „Bo chciałem zrobić tak, jak w grze Mortal Kombat.”
Czyli co? Najpierw go stłukł a potem wrzucił w wielki
wentylator? Albo wyrwał kręgosłup? Swoją drogą, co oczywiście nie jest żadnym
zaskoczeniem, nigdzie w Sieci nie znalazłem informacji o takim zdarzeniu. Poza
innymi stronami, gdzie inni autorzy powołoją się na niniejszy tekst,
oczywiście. Co mnie nie dziwi, Autor nie podał też żadnego źródła, więc równie
dobrze mogło się owo zdarzenie narodzić w jego głowie. Za to plus za poprawne
podanie nazwy, przynajmniej tyle.
Dzieci wychowane na grach komputerowych {Na grach
komputerowych, tak zostałem wychowany ♫♫} są narażone na wypaczenie
podstawowych wartości moralnych, pomieszania tego, co dobre z tym, co złe (…)
(dobrem jest wszystko to, co powoduje skuteczny efekt, nawet morderstwo,
rzucenie magicznego przekleństwa) (…).
Okeeej… Gram od dziewiątego roku życia i jedyne co
zauważyłem to niechęć do chodzenia na imprezy. Czy coś strasznie ze mną nie tak
? :(
(Młody człowiek – dop. MY) Wpada w wtedy w wir świata bez
większych zasad, bez wytchnienia i zastanowienia angażuje się w nierzeczywisty
świat gry komputerowej (po śmierci na komputerowym ekranie zawsze jest
możliwość skorzystania z kolejnego życia lub bohatera).
A o wczytaniu zapisanego stanu gry Autor nie słyszał? Bo
gdzie w takim np. Gothicu jest „drugie życie” albo „kolejny bohater”?
I tak niemoralność, pogarda dla drugiego człowieka, prawo
silniejszego stopniowo wpisują się w normy świata, w którym żyją młodzi ludzie.
Czy Autor wciąż pisze o grach? Interesujące, bo znowu
wychodzi na to, że przed elektroniczną rozrywką nie było znęcania się nad
słabszymi (prawo silniejszego) ani wojen… (zob. MSS)
Dalej Autor zajął się grą „Carmageddon”. Oto efekty:
(W drugiej części – dop. MY) Spotęgowano agresję i przemoc.
Jest to gra o zabijaniu przechodniów, ich prześladowaniu {?} na otwartej
przestrzeni i w wąskich uliczkach, w domach towarowych i na parkingach. Gracz
dostaje punkty za mordowanie przechodniów. (…) Zabijanie ma bawić i śmieszyć.
Niby jest ok., ale ile jest takich gier? Bardzo mało.
„Carmageddon” jest bardzo dobrym przykładem, ale to tak, jakby całą
kinematografię oceniać na podstawie „Piły”. Niby można, ale czy to ma sens?
Dalej Autor pisze w podobnym tonie o „Postalu” i „Bloodzie”,
więc to pominę.
Teraz będzie nieco o RPG-ach:
(…) Gry RPG tworzą świat o tak wysokim stopniu realności,
że odnotowano akty samobójstw i morderstw powodowanych faktem nieumiejętności
rozdzielenia rzeczywistości świata od fikcji toczącej się gry.
Przykłady? Phi.. Dalej jest o zabójcach od D&D,
więc chyba to jest koronny dowód dla Autora. W takim razie ja jestem
Bezimiennym Inkwizytorem, Smoczym Dziecięciem (już napisanie tego „tytułu”
budzi trwogę!) Mrocznym Mesjaszem, Łowcą, Magiem, Druidem, Szamanem (od
niedawna też Łowcą Demonów)… z Rivii (przy okazji – w komentarzach pochwalcie
się swoimi „tytułami” :D). A jak ktoś nie umie odróżnić fikcji od
rzeczywistości to powinien być diagnozowany przez psychologów. Choć istnieje
obawa, że wówczas kogoś zabije :).
Według przeprowadzonych badań dzieci często bawiące się
grami „agresywnymi” są bardziej napięte emocjonalnie, napastliwe, wulgarne {o
kur…ka wodna!}, obojętne na dobro. Takie granie „na niby”, gdzie niszczy się,
zabija, torturuje, jest bardzo niebezpieczne, prowadzi do zachowań
aspołecznych, a często psychopatycznych.
Nie no, ładnie Autor wrzucił paręset milionów ludzi (i
bardzo dużo gier) do jednego wora. W dodatku tylko dwoma zdaniami! WOW!
Wielu młodych komputerowców zatraciło w sobie takie cechy
jak: „czułość, cierpliwość {chyba Autor nigdy nie czekał aż mu się coś
zainstaluje/wczyta…}, delikatność, troska o drugiego człowieka, szacunek wobec
życia i śmierci. Wychowani są przecież przez komputer, który nie zna takich
pojęć.
Bo jest maszyną? Zresztą, zna – żadnego z tych wyrazów mi
nie podkreślił mój Word 2003, więc na 100% je zna ;). Dodatkowo – skoro
komputer wychowuje, to co robią rodzice, a? Czemu Autor (zresztą nie tylko ten)
o nich milczy?
Wirtualna rzeczywistość oferuje im przynajmniej kilka „żyć”
{dajcie coś ciężkiego}, siłę, krew i emocje.
Tia, szczególnie
takie gry jak FIFA, Need for Speed, Rollercoaster Tycoon…
Prawo silniejszego staje się jedynym prawem i normą.
Już o tym pisałem, nie będę się powtarzać.
Świat magii i okultyzmu pozwala kultywować autoreligie
{czyli modlenie się do samochodów?}, tajemne misteria {czy to nie jest masło
maślane?}, a poprzez to obcować z pewną formą „wirtualnego sacrum”!
Jeśli dobrze rozumiem, fakt istnienia Innosa w Gothicach
oznacza, że ktoś będzie w niego wierzył i go wyznawał? No, skoro istnieje
Jediizm to cóż… popaprańców wszędzie pełno :P.
Rodzice {hura! Jednak te mistyczno-tajemne istoty
istnieją!} winni uświadomić sobie, że zbyt długie i częste niekontrolowane
kontakty z komputerem mogą grozić uzależnieniem charakteryzującym się
następującymi objawami: dzieco symuluje naukę i pod pozorem, że musi się czegoś
nauczyć, bawi się komputerem; unika typowych zabaw z rówieśnikami {np. w wojnę,
komandosów, zbijaka (traf jak najwięcej kolegów/koleżanek i wygraj mecz dla
swojej drużyny! To dopiero zło!) – wpisujcie inne ZŁE zabawy :P!}, wybiera
tylko tych, którzy mają komputer i z którymi może o tym porozmawiać.
Hmm… „- Mam komputer. – Super, kumplu. Porozmawiajmy o tym.”
Swoją drogą - co złego jest w szukaniu znajomych o takich samych
zainteresowaniach? Czy fakt, że osoby, które uwielbiają np. piłkę nożną,
trzymają się razem jest złe? Tyle pytań a odpowiedzi nie ma…
(…) I tak przyszło nam żyć w czasach, kiedy
kilkunastoletnie dzieci chcąc poszukać wiadomości na jakiś temat, nie czują już
potrzeby pytania rodziców, bowiem siadają do komputera i łączą się z
Internetem. (…)
To się nazywa postęp. Zresztą – czym się różni zajrzenie do
słownika lub encyklopedii od sprawdzenia w Internecie? Rodzice też nie muszą
wiedzieć wszystkiego o wszystkim. Aż przypomniał mi się stary dowcip (żarty
znalezione w Sieci na moim blogu – tego jeszcze nie było :P):
Jasiu pyta się ojca:
- Tato, ile kilometrów ma Nil?
- Nie wiem.
- A kto to był Jan Henryk Dąbrowski?
- Nie wiem.
- A stolicą jakiego państwa jest Madryt?
- Jasiu, nie męcz tatusia - prosi matka.
- Nie stresuj dziecka, kochanie. Jak się nie będzie pytał, to niczego się nie
dowie.
Na koniec jeszcze notka o Autorze:
Pedagog, autor publikacji dotyczących zagrożeń młodzieży ze
strony sekt i grup psychomanipulacyjnych.
Nie ma jak właściwy człowiek na właściwym miejscu :).
Do zobaczenia za tydzień :).