Pisałem już o złych NPC-ach. Był też wpis o neutralnych.
Czas więc na najbardziej lubianych przez graczy – czyli tzw. questgiverów.
Jako bohater musimy zarabiać, rozwijać się i zbroić, by
pokonać Zło. A co taki NPC ma co do roboty? Ot, łazi sobie bez celu po świecie
lub siedzi na tyłku w jakimś miejscu i czeka.
I czeka.
I wciąż czeka.
Aż wreszcie, pewnego dnia, podejdzie do niego zupełnie obcy
mu człowiek, któremu będzie można zlecić zadanie. O ile zrozumiała jest prośba
o pomoc w zebraniu plonów (choć nie do końca, bo questgiver zwykle ma sporo
pomocników do tego) czy znalezieniu jakiegoś arcyrzadkiego minerału, tak bez
sensu jest prośba o obicie komuś twarzy, morderstwa albo znalezieniu Bezcennego
Pierścienia, który ma wartość sentymentalną dla NPC, ale jego koszt w złocie
jest bardzo wysoki. Albo broni o takich statsach, że bohater nie prędko się z
nią rozstanie. Pomijam tu oczywiście sytuację, gdy NPC dał wcześniej
ogłoszenie.
Ta ufność to w sumie jeszcze nic. Bohater skinie głową, obieca
znaleźć/zdobyć/pobić/zabić kogoś… I tyle. Questgiver łazi i czeka na powrót
Bohatera. A ten zapomina o zadaniu, bo akurat polazł farmić zupełnie zbędne mu
kwiatki albo robi inne rzeczy. A cierpliwy questgiver nawet słowem nie powie,
gdy mija Bohatera. Nie, bo przecież ten chłystek, który jeszcze niedawno biegał
w jakiś szmatach a teraz jest Zbawcą Ludzkości, na pewno pamięta, by przynieść
dwa żółte kwiatki rosnące po drugiej stronie świata. Albo zabije tego potwora
co terroryzuje całą okolicę.
Dziwna jest także sytuacja, gdy questgiver nie reaguje, gdy
mija go Bohater mający przy pasie Miecz Rodowy, należący do zleceniodawcy. To
trochę głupie, że cierpliwie sobie czeka aż Bohater znajdzie sobie coś lepszego
i odda przedmiot prawowitemu właścicielowi.
Równie dziwni są NPC dający zadania dotyczące głównego
wątku. Bohater musi zabić Arcyzłego Demona z Piekieł, Który Chce Zniszczyć
Świat, questgiver nie dość, że nie ruszy swojego tyłka z miejsca to jeszcze
czeka sobie aż Bohater wróci.
I choć wokół szaleje Zło to przecież nie ma pośpiechu. Minie
rok-dwa? Questgiver nigdy nie będzie poganiał Bohatera. „Trudno, poczekamy aż
Bohater skończy zabijać szczury dla przyjemności” – pewnie tak sobie myślą.
Szczególnie durne jest zachowanie wszelkiej maści władców w
tej kwestii. Ofiarują Bohaterowi hojną nagrodę i wieczna chwałę za wykonanie
ich zlecenia a potem cierpliwie czekają aż PC je wykona. No serio – nie mają
szpiegów, którzy donieśliby im, że zamiast szukać zaginionej następczyni tronu
Bohater łazi od wiochy do wiochy wykonując zadania dla okolicznych chłopów? Czy
są tak głupi, że nie ufają swoim agentom. Albo, co równie prawdopodobne, ci
agenci też są do d….
Inna sprawa, że questgiver też bywa irytujący dla Bohatera.
Zziajany, ranny, ledwie żywy (czasem nawet po kilku loadach) PC przybywa do
zleceniodawcy i z bólem serca oddaje mu Miecz +200. Albo wraca z informacją o
zniszczeniu frakcji zagrażającej całej krainie (vide Mroczne Bractwo w Skyrim).
I co dostaje w zamian? Trochę doświadczenia, garść miedziaków i jakiś
bezsensowny bonus. I tyle. Bohater zrobił swoje, Bohater może odejść.
Co ciekawe, jeśli w przypływie wściekłości Bohater zaatakuje
questgivera może się okazać, że wypasiona broń tajemniczo zniknęła. Taki żarcik
zleceniodawcy, by nie było zbyt dobrze Bohaterowi. Nie wspominając już, że
straży się to nie spodoba.
A Wy co sądzicie o inteligencji questgiverów? I którego
najbardziej nienawidzicie? J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz