sobota, 24 października 2015

Na Wilczym szlaku

Dawno nie było nic o grach, więc czas to nadrobić. Pogoda na zewnątrz sprzyja graniu i czytaniu, więc dzisiaj o jednym i drugim ;).

Jak pewnie wywnioskowaliście z tytułu postu – będzie o Wiedźminie 3, którego niedawno kupiłem. Wiem, że o tej grze zdążono napisac już chyba wszystko – ale niedawna premiera pierwszego dodatku (kupiłem tez oba w pakiecie) jest chyba dobrym momentem na taki wpis. Szczególnie, że jest to najlepszy RPG, od czasów Gothic 3, w jakiego grałem!

Szczerze pisząc, niech się schowa Dragonborn z całym tym swoim zapyziałym Skyrim – Velen i Skellige miażdżą go pod każdym względem. No, prawie każdym, ale żadna gra nie jest doskonała.

Nie będę się zagłębiał w meandry fabuły – jestem na dość wczesnym etapie głównego questu, ponieważ skupiłem się głównie na zadaniach pobocznych i odkryciu wszystkich miejsc. Najbardziej żałuję, że dosyć szybko skończyły mi się wioski do odbicia…

Wracając do porównania ze Skyrim – tam niby byłą ta wojna domowa, ale (SPOILER ALERT!) koniec końców nikt nie zostaje królową. A tutaj? Kilka questów, kilka godzin zabawy  i dochodzi do koronacji! Bethesda (i wielu innych) powinna siąść, zrobić notatki i popracować nad TES VI. Szczególnie, że modderzy już zaimplementowali część patentów z „Wieśka” do Skyrima – na przykład widziałem już mod dodający tablice ogłoszeń ze zleceniami!

Przyznam się szczerze, że „jedynki” nigdy nie ukończyłem, a „dwójkę” przeszedłem tylko raz (i to nie zdobywając tatuażu, jeśli wiecie o co mi chodzi ;) ), ale „trójkę” cisnę jak tylko mogę. Zaglądam pod każdy kamień, sprawdzam każdego NPC, czytam wszystkie ogłoszenia… I świetnie się przy tym bawię.

Jednakże, najbardziej zapamiętałem fragment, gdy udało mi się pokonać czterech NPC, których gra oznaczyła czerwoną czaszką – czyli byli silniejsi ode mnie. Dawno nie miałem takiej radochy w żadnej grze.

Na zakończenie powiem jeszcze, że niedawno czytałem prozę Andrzeja Sapkowskiego – i utknąłem przy „Chrzcie ognia”. Wstyd się przyznać, ale zwyczajnie nie mogłem przetrawić Szczurów i zrobienia z Geralta ciecia, który gania za dwiema babami po świecie zamiast wykonywać to, do czego został stworzony – czyli mordowania potworów za pieniądze. W pewnym momencie nawet pomyślałem – „kurde, chłopie, weź je przykuj w Kaer Mohren do jakiejś ściany i leć zabijać potwory!”. Ale cóż, obiecuję, ze kiedyś wrócę do „papierowych” przygód Geralta.

A to zakończenie.... *tak, znam zakończenie, lubię spojlery :D).

A, póki co, wyruszam ponownie na Skellige i… do Ankh-Morpork :D.

PS. Ankieta urodzinowa jest nieaktualna.

PS2. Za tydzień nie będzie wpisu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz