Dawno nie było nic o grach, więc czas to nadrobić. Pogoda na
zewnątrz sprzyja graniu i czytaniu, więc dzisiaj o jednym i drugim ;).
Jak pewnie wywnioskowaliście z tytułu postu – będzie o
Wiedźminie 3, którego niedawno kupiłem. Wiem, że o tej grze zdążono napisac już
chyba wszystko – ale niedawna premiera pierwszego dodatku (kupiłem tez oba w
pakiecie) jest chyba dobrym momentem na taki wpis. Szczególnie, że jest to
najlepszy RPG, od czasów Gothic 3, w jakiego grałem!
Szczerze pisząc, niech się schowa Dragonborn z całym tym
swoim zapyziałym Skyrim – Velen i Skellige miażdżą go pod każdym względem. No,
prawie każdym, ale żadna gra nie jest doskonała.
Nie będę się zagłębiał w meandry fabuły – jestem na dość
wczesnym etapie głównego questu, ponieważ skupiłem się głównie na zadaniach
pobocznych i odkryciu wszystkich miejsc. Najbardziej żałuję, że dosyć szybko
skończyły mi się wioski do odbicia…
Wracając do porównania ze Skyrim – tam niby byłą ta wojna
domowa, ale (SPOILER ALERT!) koniec końców nikt nie zostaje królową. A tutaj?
Kilka questów, kilka godzin zabawy i
dochodzi do koronacji! Bethesda (i wielu innych) powinna siąść, zrobić notatki
i popracować nad TES VI. Szczególnie, że modderzy już zaimplementowali część
patentów z „Wieśka” do Skyrima – na przykład widziałem już mod dodający tablice
ogłoszeń ze zleceniami!
Przyznam się szczerze, że „jedynki” nigdy nie ukończyłem, a
„dwójkę” przeszedłem tylko raz (i to nie zdobywając tatuażu, jeśli wiecie o co
mi chodzi ;) ), ale „trójkę” cisnę jak tylko mogę. Zaglądam pod każdy kamień,
sprawdzam każdego NPC, czytam wszystkie ogłoszenia… I świetnie się przy tym
bawię.
Jednakże, najbardziej zapamiętałem fragment, gdy udało mi
się pokonać czterech NPC, których gra oznaczyła czerwoną czaszką – czyli byli
silniejsi ode mnie. Dawno nie miałem takiej radochy w żadnej grze.
Na zakończenie powiem jeszcze, że niedawno czytałem prozę Andrzeja
Sapkowskiego – i utknąłem przy „Chrzcie ognia”. Wstyd się przyznać, ale zwyczajnie
nie mogłem przetrawić Szczurów i zrobienia z Geralta ciecia, który gania za
dwiema babami po świecie zamiast wykonywać to, do czego został stworzony –
czyli mordowania potworów za pieniądze. W pewnym momencie nawet pomyślałem –
„kurde, chłopie, weź je przykuj w Kaer Mohren do jakiejś ściany i leć zabijać
potwory!”. Ale cóż, obiecuję, ze kiedyś wrócę do „papierowych” przygód Geralta.
A to zakończenie.... *tak, znam zakończenie, lubię spojlery :D).
A, póki co, wyruszam ponownie na Skellige i… do Ankh-Morpork
:D.
PS. Ankieta urodzinowa jest nieaktualna.
PS2. Za tydzień nie będzie wpisu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz