sobota, 14 listopada 2015

Kącik literacki

Dziś będzie krótko, ale wyjątkowo nie o grach (AC: Syndicate PC jeszcze nie wyszło, a Wiedźmine 3 wciąż nie ukończyłem :P), lecz o książkach. Trzy tygodnie temu we wpisie o Wiedźminie wspomniałem o Ankh-Morpork. Czas rozwinąć ten temat :).

UWAGA! Tekst może zabrzmieć jak nieudane wypracowanie do podstawówki :P. Bardzo mi z tego powodu wszystko jedno.

Książki śp. sir Terry’ego Prachetta czytam zaledwie od kilku miesięcy. Polecił mi je znajomy po tym, jak utknąłem na „Chrzcie ognia” Sapkowskiego. Zacząłem czytać od cyklu o straży…

I mnie mocno wciągnęło. Kiedy piszę te słowa jestem za połową „Straży nocnej” i niebawem biorę się za kolejną część. Po drodze zaliczyłem też dość słabą, moim zdaniem, „Prawdę”. Gdybym miał szeregować książki z cyklu od najgorszej do najlepszej, to, póki co (pomijając „Straż nocną” oraz opowiadania) kolejność byłaby taka: „Prawda”, „Bogowie, honor, Ankh-Morpork”, „Piąty elefant”, „Na glinianych nogach”, „Straż! Straż!” oraz „Zbrojni”.

Dlaczego ta książka trafiła na pierwsze miejsce? Ze względu na dobrze zarysowane nowe postacie –Detrytusa i Anguę >>spoiler alert!!<< (Cuddy zginął, więc się nie liczy :)). Nie mam nic ani do Sama Vimesa, ani tym bardziej do Marchewy, ale te dwie postacie wydały mi się najciekawsze w całym cyklu.

Jednocześnie, każdego trolla w Wiedźminie 3 zacząłem nazywać „Detytrus” (szczególnie tego z armii redańskiej, jeśli wiecie o co chodzi :D).

Choć i tak nikt nie przebije Śmierci. Cykl o nim też kiedyś przeczytam, bez obaw :).

Najbardziej jednak ujął mnie typowy, angielski humor, który zawsze lubiłem.


A co Wy sądzicie? Piszcie w komentarzach :). Dajcie też znać, czy podoba Wam się takie odejście od okołogrowych tematów na blogu :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz