Stanley szedł pustą ulicą. Otaczały go zrujnowane
pozostałości dawnej świetności tego miasta, choć nie wiedział gdzie jest.
Ucieka od wielu dni – odkąd banda Wiedźminów wymordowała całą jego rodzinę i
przyjaciół krzycząc coś o utopcach.
Tu było jednak cicho. Znalazł swój azyl. Nikogo tu wprawdzie
nie ma – może wszystkich wymordowano? Niemal czuł otaczającą go pustkę
budynków.
Początkowo był zdziwiony, że MSM-owie nie zrównali miasta z
ziemią, jak czynili na całym świecie od ponad doby. A może mijał już tydzień?
Stanley stracił rachubę czasu.
Szedł opuszczona ulicą aż dotarł do zniszczonego budynku.
Widniał na nim kawałek szyldu. Stanley przeczytał i tak się przeraził, ze
dostał zawału i umarł.
Napis głosił „Detroit”.
Tymczasem, w bazie pod Białym Domem, pełniąca obowiązki
prezydenta, sekretarz stanu Monica Lewinsky kończyła klęczeć czytać raport wojskowy. Od momentu rozpoczęcia „Czasu MSM-ów” faktycznie minęło
28 godzin. Informacje nie były dobre – zwyrodniali gracze przejęli już ponad
połowę świata. Broniło się tylko kilka ośrodków w Europie. Madagaskar zamkną
lotnisko i jest bezpieczny.
Pełniąca obowiązki prezydenta westchnęła. Tylu niewinnych
ludzi zabitych. Nigdy nie słyszała o czymś takim jak „ludobójstwo” czy „masakra”.
To był pierwszy raz w historii.
W bazie znajdowało się dość jedzenia na sto lat. Została
zbudowana z nie do końca znanych przyczyn – w końcu ludzkość nigdy wcześniej
nie znała pojęcia „konflikt zbrojny”. No, aż do pojawienia się gier
komputerowych.
W sali siedziało dwoje naukowców. Przybyli na wezwanie
prezydent Clinton, ale było już za późno. Nie doczekała do końca drugiej
kadencji.
Sekretarz stanu spojrzała na zebranych. Zaproszono ponad sto
osób – przybyło dwoje. Pani doktor psychologii spychologii psychologii przybyła aż z Polski, czyli spoza Europy, jak sądziła
sekretarz. Psycholożka nazywała się Irena Danuta Jotka (używała obu inicjałów
imienia) i była autorką książki naukowej „Gry komputerowe tworzą morderców”.
Udowodniła w niej, na podstawie obserwacji młodocianych przestępców w Gimnazjum
w Kupścikowie Dolnym, że gracze potrafią zapamiętać każdy ruch bohatera.
Słyszała od nauczycielki, że ta słyszała od woźnej, że powiedział jej kuzyn,
jak jakiś chłopiec wyrwał koledze czaszkę razem z kręgosłupem.
Z kolei drugim przybyłym był Amerykanin – Martin Oron PhD,
autor niezliczonych publikacji psychologicznych o negatywnym wpływie gier
komputerowych na umysły szczurów. W zeszłym roku dostał też Nobla za odkrycie
negatywnych skutków grania w ultranowoczesną grę „Wolfensztajn 3d”. Naturalnie, tekst przepisał od innego naukowca, który spisał go od
innego, który spisał od… wszyscy byli dumni z nagrody, warto dodać.
Oboje patrzyli wyczekująco na słowa pani prezydent.
Docierały do nich strzępki informacji.
- Szanowni państwo. Sytuacja jest krytyczna. Żałuję, że nikt
nie zwracał uwagi na ostrzeżenia.
- Teraz już za późno – powiedział M. Oron. – Był czas na
działania. Nie po to spisywałem od kolegów, i dostałem za to Nobla, by teraz gnić
w jakieś bazie.
- Tak tak – wtrąciła dr Jotka. – To trąci nekrofilią. Wiem,
bo od kogoś to przepisałam. Nie było jakiejś chaty w buszu?
Pełniąca obowiązki odpowiedziała:
- Niestety nie. Gracze wycięli wszystko. Nawet nietkniętą
dotąd Amazonię. Wybili też wszystkie zwierzęta – w tym wszystkie tygrysy
bengalskie. To okrutne potwory.
Zapadła cisza. Przerwała ją doktor I. D.:
- Jest jeszcze szansa. Musimy się dowiedzieć kto za tym stoi
i… - urwała. – I poddać go terapii.
- To dobry pomysł, koleżanko – pochwalił Oron. – Najlepiej w
ośrodku odwykowym. To musi być jakiś maniak gier. Takich najlepiej leczyć.
- A jeśli się nie zgodzi? – zapytała niepewnie sekretarz.
- To nic nie da się zrobić – odpowiedziała spokojnie Jotka.
Sekretarz wstała i podeszła do monitora. Satelity jeszcze
działają, więc można oglądać co się dzieje.
- Potrzebujemy kogoś, kto nas obroni – powiedziała.
- Jest ktoś taki – rzekł Oron. – Nazywamy go Mega Prof. S.
Jonalistą. Pierwszy, Od Którego Wszyscy Spisywali. Pewnie się ukrył. On zna tajemną
sztukę walki z MSM-ami.
Pełniąca obowiązku odwróciła się i uśmiechnęła.
- Gdyby tylko był pan prezydentem… - rozmarzyła się. – Ale
do rzeczy. Uda się wam go namierzyć?
- To będzie trudne – zaczęła Jotka. – Trzeba będzie go
odszukać.
Mimo pesymistycznych słów pani doktor, w sekretarz wstąpiła
nadzieja. Nakazała jednemu z żołnierzy:
- Wyślijcie ekspedycję. Jeśli ten Mega Prof. S. Jonalista
żyje – znajdziemy go.
W tym samym czasie gracze niszczyli kolejne miejsca. Równali
z ziemią i wysadzali. Byli w swoim
żywiole.
Czy ktokolwiek ich powstrzyma?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz