sobota, 3 września 2016

Pokemon Paszoł!

Pierwszy po wakacjach wpis zacznę od tematu, który przez cały okres laby przewijał się przez media branżowe i mainstreamowe – Pokemon GO!.

Mam wrażenie, że nieco wyolbrzymiono sukces tej gry. Fakt, idąc przez miasta, w którym spędzałem wakacje widziałem tłumy nastolatków i osób w moim wieku z nosami w telefonach szukających Pikachu, Abry czy innego Charmandera, ale mam wrażenie, że to czasowa moda.

Potwierdza to tekst, który niedawno czytałem (wybaczcie, nie pamiętam gdzie), że graczy coraz bardziej ubywa. W sumie nic dziwnego – czas odpoczynku minął, a nabijanie kilometrów na jajkach (z których może wykluć się kot… to znaczy Meowth, co jest fenomenem w biologii) nie działa w autobusach komunikacji miejskiej ani w samochodach.

Skąd to wiem? Bo sam grałem, z dziennikarskiej ciekawości. Przy okazji przekonałem się, że obok mojego domu jest Gym – na tyle daleko, by dzieciarnia nie wystawała mi pod oknami. Ja jednak za cel postawiłem sobie złapać ich jak najwięcej, by wypełnić Pokedex (obecnie mam ich 44…), szczególnie, gdy zobaczyłem jak silni są przeciwnicy w Gymie (stan na moment pisania tego tekstu, czyli piątkowe popołudnie 02.09.2016 – Pidget CP 866, Flareon CP 1078, Vaporeon CP 1395, gdy mój najsilniejszy Pokemon to Pidgeot CP 655).

Jednakże, tak sobie pomyślałem, gdy podczas gruntownego sprzątania w pokoju znalazłem swoje „Tazosy” – motyla noga, to przecież aplikacja dla osób takich, jak ja, czyli tych, którzy przeżyli fenomen Pokemonów jeszcze w dzieciństwie, żyliśmy nimi itd. Ba, złapałem się nawet na tym, że po obrysie potrafiłem rozpoznać co to za Pokemon (kłania się Pan od tych wpisów. Może lepiej, że tego nie dożył?).

Choć współczesna forma zbierania Pokemonów wydaje się o wiele lepsza – zamiast żreć chipsy trzeba chodzić. Szkoda tylko, że aplikacja nie zalicza mi poprawnie kilometrów :/.


Cóż mogę powiedzieć na zakończenie? Chyba pójdę po prostu się przejść, dla zdrowia :).

A Wy - graliście? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz