sobota, 17 września 2016

(pseudo)Wychowawcze brednie

Ostatnio było nieco przemyśleń, więc dla równowagi czas na odrobinę MSM-ów (kto się cieszy? :D).

Dzisiaj zajmę się analizą artykułu autorstwa Mariusza Gajewskiego „Niebezpieczne gry komputerowe”, który został zamieszczony na łamach czasopisma „Wychowawca” w styczniu 2002 roku.

Gotowi? :)

Świat gier komputerowych to anonimowa rozrywka pełna barw, dźwięków i emocji. Różnią się one stopniem skomplikowania akcji, atrakcyjnością treści czy bogactwem grafiki. Wysoki stopień komplikacji określa wielopoziomowość gry, liczne przeszkody i możliwości ich ominięcia {chyba tylko w platformówkach…}, konieczność układania planów taktycznych. Gry mają bardzo interesującą grafikę {?}, tworzącą plastyczny trójwymiarowy obraz, nie odróżniający się jakością od filmów wideo.

Zaczyna spokojnie Autor i nie bardzo jest się czego czepić. Chwilowo. No, może poza tą „anonimowością” – nie do końca rozumiem o co Autorowi chodziło… I ta wielopoziomowość – chodzi o ilość poziomów (leveli)?

(…) Gry (…) dają duże możliwości zwiększania sprawności psychomotorycznych, być może także rozwoju myślenia strategicznego, istnieją jednak również dowody na wzrost przemocy wśród dzieci korzystających z gier o charakterze agresywnym.

Już się powoli Autor rozkręca, ale zobaczycie co będzie dalej :). Bo przecież fakt, że nie ma jednoznacznych dowodów (co Autor zauważa zdanie wcześniej), nie oznacza, że nie można gry pognębić, nie?

Większość gier {to znaczy ile?} jest konstruowana w oparciu o scenariusze pełne przemocy, obecne w świecie {??}.

Uwielbiam uogólnienia, nie ma nic lepszego w artykułach naukowych – „większość psychologów i pedagogów nie nadaje się do wykonywania swojego zawodu” – czyż to nie to samo?

Nie wiem też o co chodzi z tą „obecnością w świecie”. Ktoś ma jakiś pomysł?

Do Polski pierwsze gry komputerowe dotarły pod koniec lat osiemdziesiątych (…).

Od razu widać jaki Autor ma poziom wiedzy o opisywanym przez siebie temacie. Dla informacji – pierwsza polska gra komputerowa – „Marienbad” – powstała w 1962 roku. Więc jednak wcześniej dotarły. Tylko Autor o tym nie wie, albo zapomniał, bo to by nie pasowało do tezy.

(…) Co jakiś czas media informują opinię publiczną o tragicznych skutkach zbytniej fascynacji grami komputerowymi.

Przecież nie mogli jeszcze informować o pewnej poetce, a trochę już nudne byłoby pisanie o pewnym austriackim malarzu…

Pewnego dnia młody chłopiec w zadziwiająco okrutny sposób zamordował swojego kolegę – poinformowały media. Bez powodu, ot tak, po prostu. Młody zabójca podczas przesłuchania nie wyrażał żadnej skruchy. Zapytany, dlaczego zabił, odpowiedział: „Bo chciałem zrobić tak, jak w grze Mortal Kombat.”

Czyli co? Najpierw go stłukł a potem wrzucił w wielki wentylator? Albo wyrwał kręgosłup? Swoją drogą, co oczywiście nie jest żadnym zaskoczeniem, nigdzie w Sieci nie znalazłem informacji o takim zdarzeniu. Poza innymi stronami, gdzie inni autorzy powołoją się na niniejszy tekst, oczywiście. Co mnie nie dziwi, Autor nie podał też żadnego źródła, więc równie dobrze mogło się owo zdarzenie narodzić w jego głowie. Za to plus za poprawne podanie nazwy, przynajmniej tyle.

Dzieci wychowane na grach komputerowych {Na grach komputerowych, tak zostałem wychowany ♫♫} są narażone na wypaczenie podstawowych wartości moralnych, pomieszania tego, co dobre z tym, co złe (…) (dobrem jest wszystko to, co powoduje skuteczny efekt, nawet morderstwo, rzucenie magicznego przekleństwa) (…).

Okeeej… Gram od dziewiątego roku życia i jedyne co zauważyłem to niechęć do chodzenia na imprezy. Czy coś strasznie ze mną nie tak ? :(

(Młody człowiek – dop. MY) Wpada w wtedy w wir świata bez większych zasad, bez wytchnienia i zastanowienia angażuje się w nierzeczywisty świat gry komputerowej (po śmierci na komputerowym ekranie zawsze jest możliwość skorzystania z kolejnego życia lub bohatera).

A o wczytaniu zapisanego stanu gry Autor nie słyszał? Bo gdzie w takim np. Gothicu jest „drugie życie” albo „kolejny bohater”?

I tak niemoralność, pogarda dla drugiego człowieka, prawo silniejszego stopniowo wpisują się w normy świata, w którym żyją młodzi ludzie.

Czy Autor wciąż pisze o grach? Interesujące, bo znowu wychodzi na to, że przed elektroniczną rozrywką nie było znęcania się nad słabszymi (prawo silniejszego) ani wojen… (zob. MSS)

Dalej Autor zajął się grą „Carmageddon”. Oto efekty:

(W drugiej części – dop. MY) Spotęgowano agresję i przemoc. Jest to gra o zabijaniu przechodniów, ich prześladowaniu {?} na otwartej przestrzeni i w wąskich uliczkach, w domach towarowych i na parkingach. Gracz dostaje punkty za mordowanie przechodniów. (…) Zabijanie ma bawić i śmieszyć.

Niby jest ok., ale ile jest takich gier? Bardzo mało. „Carmageddon” jest bardzo dobrym przykładem, ale to tak, jakby całą kinematografię oceniać na podstawie „Piły”. Niby można, ale czy to ma sens?

Dalej Autor pisze w podobnym tonie o „Postalu” i „Bloodzie”, więc to pominę.

Teraz będzie nieco o RPG-ach:

(…) Gry RPG tworzą świat o tak wysokim stopniu realności, że odnotowano akty samobójstw i morderstw powodowanych faktem nieumiejętności rozdzielenia rzeczywistości świata od fikcji toczącej się gry.


Przykłady? Phi.. Dalej jest o zabójcach od D&D, więc chyba to jest koronny dowód dla Autora. W takim razie ja jestem Bezimiennym Inkwizytorem, Smoczym Dziecięciem (już napisanie tego „tytułu” budzi trwogę!) Mrocznym Mesjaszem, Łowcą, Magiem, Druidem, Szamanem (od niedawna też Łowcą Demonów)… z Rivii (przy okazji – w komentarzach pochwalcie się swoimi „tytułami” :D). A jak ktoś nie umie odróżnić fikcji od rzeczywistości to powinien być diagnozowany przez psychologów. Choć istnieje obawa, że wówczas kogoś zabije :).

Według przeprowadzonych badań dzieci często bawiące się grami „agresywnymi” są bardziej napięte emocjonalnie, napastliwe, wulgarne {o kur…ka wodna!}, obojętne na dobro. Takie granie „na niby”, gdzie niszczy się, zabija, torturuje, jest bardzo niebezpieczne, prowadzi do zachowań aspołecznych, a często psychopatycznych.

Nie no, ładnie Autor wrzucił paręset milionów ludzi (i bardzo dużo gier) do jednego wora. W dodatku tylko dwoma zdaniami! WOW!

Wielu młodych komputerowców zatraciło w sobie takie cechy jak: „czułość, cierpliwość {chyba Autor nigdy nie czekał aż mu się coś zainstaluje/wczyta…}, delikatność, troska o drugiego człowieka, szacunek wobec życia i śmierci. Wychowani są przecież przez komputer, który nie zna takich pojęć.

Bo jest maszyną? Zresztą, zna – żadnego z tych wyrazów mi nie podkreślił mój Word 2003, więc na 100% je zna ;). Dodatkowo – skoro komputer wychowuje, to co robią rodzice, a? Czemu Autor (zresztą nie tylko ten) o nich milczy?

Wirtualna rzeczywistość oferuje im przynajmniej kilka „żyć” {dajcie coś ciężkiego}, siłę, krew i emocje.

Tia, szczególnie takie gry jak FIFA, Need for Speed, Rollercoaster Tycoon…

Prawo silniejszego staje się jedynym prawem i normą.

Już o tym pisałem, nie będę się powtarzać.

Świat magii i okultyzmu pozwala kultywować autoreligie {czyli modlenie się do samochodów?}, tajemne misteria {czy to nie jest masło maślane?}, a poprzez to obcować z pewną formą „wirtualnego sacrum”!

Jeśli dobrze rozumiem, fakt istnienia Innosa w Gothicach oznacza, że ktoś będzie w niego wierzył i go wyznawał? No, skoro istnieje Jediizm to cóż… popaprańców wszędzie pełno :P.

Rodzice {hura! Jednak te mistyczno-tajemne istoty istnieją!} winni uświadomić sobie, że zbyt długie i częste niekontrolowane kontakty z komputerem mogą grozić uzależnieniem charakteryzującym się następującymi objawami: dzieco symuluje naukę i pod pozorem, że musi się czegoś nauczyć, bawi się komputerem; unika typowych zabaw z rówieśnikami {np. w wojnę, komandosów, zbijaka (traf jak najwięcej kolegów/koleżanek i wygraj mecz dla swojej drużyny! To dopiero zło!) – wpisujcie inne ZŁE zabawy :P!}, wybiera tylko tych, którzy mają komputer i z którymi może o tym porozmawiać.

Hmm… „- Mam komputer. – Super, kumplu. Porozmawiajmy o tym.” Swoją drogą - co złego jest w szukaniu znajomych o takich samych zainteresowaniach? Czy fakt, że osoby, które uwielbiają np. piłkę nożną, trzymają się razem jest złe? Tyle pytań a odpowiedzi nie ma…

(…) I tak przyszło nam żyć w czasach, kiedy kilkunastoletnie dzieci chcąc poszukać wiadomości na jakiś temat, nie czują już potrzeby pytania rodziców, bowiem siadają do komputera i łączą się z Internetem. (…)

To się nazywa postęp. Zresztą – czym się różni zajrzenie do słownika lub encyklopedii od sprawdzenia w Internecie? Rodzice też nie muszą wiedzieć wszystkiego o wszystkim. Aż przypomniał mi się stary dowcip (żarty znalezione w Sieci na moim blogu – tego jeszcze nie było :P):

Jasiu pyta się ojca:
- Tato, ile kilometrów ma Nil?
- Nie wiem.
- A kto to był Jan Henryk Dąbrowski?
- Nie wiem.
- A stolicą jakiego państwa jest Madryt?
- Jasiu, nie męcz tatusia - prosi matka.
- Nie stresuj dziecka, kochanie. Jak się nie będzie pytał, to niczego się nie dowie.

Na koniec jeszcze notka o Autorze:

Pedagog, autor publikacji dotyczących zagrożeń młodzieży ze strony sekt i grup psychomanipulacyjnych.

Nie ma jak właściwy człowiek na właściwym miejscu :).


Do zobaczenia za tydzień :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz